je. W tej chwili pokazała się Millers z Bebi na rękach; oddala je Flopson, a Flopson miała je wręczyć pani Poket, lecz i ona potknęła się i wraz z Bebi wpadła na panią Poket; ledwie zdołałem wraz z Herbertem podtrzymać ją.
— Boże! — rzekła pani Poket, odrywając oczy od książki. — Dlaczegóż wszyscy padają?
— Mój Boże! — rzekła Flopson, cała czerwona od tej niespodzianki. — Cóż tu jest przy pani?
— Przy mnie?
— Ach, o ławeczka! Nic dziwnego, że wszyscy padają, bo jest zakryta suknią pani. Niech pani weźmie Bebi a mnie da książkę.
Pani Poket poszła za tą rada i zaczęła najniezgrabniej bujać na rękach Bebi, podczas gdy reszta dzieci starała się je zabawić. Trwało to parę minut, poczem pani Poket kazała odprowadzić dzieci do domu i ułożyć je do snu. Z tego wysnułem wniosek, że całe wychowanie małych Poketów polega na padaniu, wstawaniu i śnie.
Wkrótce potem, gdy Flopson i Millers odprowadziły dzieci do domu, jakby stado owiec, w ogrodzie pojawił się pan Poket, aby zapoznać się ze mną. Zupełnie się nie ździwiłem, po tem com widział, że pan Poket ma wygląd dżentelmena z roztargnionym wyrazem twarzy i wzburzonemi siwemi włosami na głowie i widocznie nie może znaleźć sposobu doprowadzenia wszystkiego wokoło do ładu.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/327
Ta strona została skorygowana.