Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

— Jak śmiałaś niegrzeczna dziewczyno? Idź natychmiast na swoje miejsce.
— Kochana mamo, Bebi sobie oczka wybije!
— Jak śmiesz się odzywać! — Wracaj w tej chwili na miejsce!
Pani Poket mówiła z taką pognębiającą wyższością, że zupełnie się zmieszałem i wydawało mi się, że jestem głównym sprawcą konfliktu.
— Belindo — rzekł pan Poket, siedzący na drugim końcu stołu — jak możesz tak niemądrze postępować? Dżen wmieszała się tylko, aby uchronić dziecko od niebezpieczeństwa.
— Nikomu nie pozwolę się mieszać i bardzo mnie dziwi Mateuszu, jak możesz pozwolić na to, by mnie obrażano.
— Boże miłosierny! Czyż można dzieci dziadkami przyprawiać o śmierć i nikt nie ma prawa ich wybawić!
— Nie chcę, by się mieszała w me sprawy! — Sądzę, że doskonale pamiętam o stanowisku, jakie zajmował mój biedny dziadek. Dżen miesza się!
Pan Poket znowu schwycił się rękami za głowę i tym razem rzeczywiście podniósł się o kilka cali nad krzesło.
— Słyszeliście coś podobnego? Dzieci można zabijać dziadkami, dzięki stanowisku