poradził przedewszystkiem zwrócić się do mego opiekuna. Zrozumiałem, że czyni to z uczucia delikatności, wiedząc, że plan ten zmniejszy rozchody Herberta. Udałem się zatem do Dżaggersa i oznajmiłem mu swe życzenie.
— Gdybym mógł kupić umeblowanie, wynajęte dla mnie — rzekłem, — jeszcze dwie lub trzy drobnostki, czułbym się tam, jak w domu?
— Tak, tak! — mówiłem panu, że będziesz miał wydatki. No! Wieleż pan żąda?
Odpowiedziałem, że nie wiem wiele.
— Cóż wielkiego! Wiele? Pięćdziesiąt funtów’
— O nie tak dużo.
— Pięć funtów? — spytał.
Suma ta była tak małą w porównaniu z poprzednią, że z niezadowoleniem rzekłem:
— Ależ więcej.
— Więcej? Ehe! — odrzekł pan Dżaggers i przybierając oczekującą pozę, włożył ręce do kieszeni, przechylił głowę na bok i oparł się o ścianę poza mną.
— O wiele więcej? Tak mi trudno oznaczyć sumę.
— Cóż znowu? Rachujmy. Dwie pięcio-funtówki... wystarczy? Trzy... wystarczy? Cztery... wystarczy?
Odpowiedziałem, że zdaje mi się, że wystarczy.
— Cztery pięciofuntówki zatem? Dobrze.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/341
Ta strona została skorygowana.