przedstawiającą damę i płaczące wierzby nad mogiłą z urną. — Umyślnie zamówił dla mnie — dodał.
— Czy była wmieszana w to jaka dama?
— Nie. — To tylko żart i nic więcej. (Lubiłeś pożartować, nieprawdaż?) Nie! Damy nie było, panie Pip! Była, prawda!... Ale nie z tych, co spoglądają na urny... jeśli w nich niema czego do wypicia. — Uwaga Uemnika obecnie skupiła się na broszce, ustawił więc odlew na półce, i zaczął chustką czyścić broszkę.
— A ten drugi skończył tak samo? Ma podobną minę.
— Ma pan słuszność, można powiedzieć: ma bystry wyraz. Jedno nozdrze podniesione do góry, jakby schwycone haczykiem na wędkę. Zajmował się podrabianiem testamentów i sam wyprawiał na drugi świat podstawionych testatorów. (Byłeś dżentelmenem przyjacielu! Mówiłeś, że umiesz pisać po grecku. Samochwalco! Fałszywy łgarzu! Nigdym nie spotkał takiego łgarza, jak ty!) — Zanim położył na półce biust swego zmarłego przyjaciela, Uemnik dotknął największego swego żałobnego pierścionka i rzekł:
— Posłał umyślnie, by go kupiono w przeddzień kaźni.
Kiedy stawiał na półce odlew i zstępował z krzesła, wyobraziłem sobie, że wszystkie
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/346
Ta strona została skorygowana.