— Bardzo masywny.
— Masywny — powtórzył pan Uemnik. — Ja też tak myślę. Zegarek jego złoty wart ze sto funtów, ani o pensa mniej. Wiesz pan, jest tu u nas w mieście ze siedmiuset złodziei a wszyscy wiedzą o istnieniu tego zegarka i niema między nimi ani jednego mężczyzny, ani jednej kobiety, ani jednego dziecka, któreby nie znało najmniejszego ogniwa jego łańcuszka, a gdyby wpadło choć jedno ogniwo im do rąk, odrzuciliby je od siebie, aby się nie sparzyć.
Rozmawiając w ten sposób przeszliśmy niespostrzeżenie całą drogę i znaleźliśmy się wreszcie w Uolwort, który stanowiła grupa ponurych zaułków, kanałów i maleńkich ogródków. Uemnik mieszkał w maleńkim drewnianym domku, okrążonym jakby kawałkami ogrodu, którego górna część była czemś w rodzaju fortu, wzmocnionego armatami.
— Własnej roboty — rzekł Uemnik. — Pięknie wygląda... nieprawda?
Zdawało mi się, że nigdy jeszcze nie widziałem tak małego domku, z dziwnemi gotyckiemi oknami i drzwiami, przez które zaledwie przecisnąć się było można.
— A tam widzi pan prawdziwe drzewce do chorągiewki, w niedzielę zaś na niem wisi prawdziwa chorągiew. Teraz niech pan uważa. Gdy przechodzę przez most, podnoszę go... ot tak... i całe połączenie się przerywa.
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/352
Ta strona została skorygowana.