Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom I.djvu/367

Ta strona została skorygowana.

— A jednak, czy pan chcesz, czy nie chcesz, powiem, że byłeś bardzo zadowolony, mając możność schowania tych pieniędzy do kieszeni a potem wyśmiewałeś się z niego, że jest zbyt słaby, aby mógł ci odmówić.
Drummel roześmiał się na całe gardło, włożył ręce do kieszeni, podniósł ramiona w górę i zuchwale patrzył nam w twarz, ciągle śmiejąc się. Jasno tem dawał do zrozumienia, że wszystko to prawda i że nas lekceważy.
Wówczas Startop podszedł do niego, wziął go za rękę i niezwykle delikatnie starał się go uspokoić. Startop był bardzo żywym, wesołym chłopcem, Drummel zaś stanowił zupełne jego przeciwieństwo i dlatego uważał postępek Startopa za ujmę dla siebie. Odrzekł mu bardzo ordynarnie, Startop udał, że tego nie zauważył i powiedział jakiś żart, który wszystkich pobudził do śmiechu. Rozjuszony tem Drummel, milcząc, nie uprzedziwszy nikogo o niczem, wyjął ręce z kieszeni, opuścił ramiona, zaklął i schwyciwszy wielką szklankę, chciał rzucić w głowę Startopa, lecz opiekun porwał go za rękę i powstrzymał.
— Dżentelmeni — rzekł, spokojnie stawiając szklankę na stole i patrząc na złoty zegarek — bardzo mi przykro, lecz muszę wam oznajmić, że już pół do dziesiątej.
Wstaliśmy i zabieraliśmy się do odejścia. Zanim wyszliśmy na ulicę, Startop łagodnie,