Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/174

Ta strona została przepisana.

a ja na niego. Miał zegarek z łańcuszkiem, pierścionek, szpilkę w krawacie i bardzo porządne ubranie.
— O ile mogę sądzić z wyglądu, nie wiedzie się panu obecnie? — rzekł Kompenson, zwracając się do mnie.
— Tak, panie, nigdy mi się nie wiodło.
Niedawno wypuszczono mnie z więzienia, gdzie przebywałem za włóczęgostwo; miałem wprawdzie i inne grzechy, ale tym razem uwięziono mnie za włóczęgostwo.
— Szczęście zmienne. Dola pańska może się prędko poprawić.
— Myślę, że tak.
— Cóż pan umie?
— Jeść i pić, jeśli kto za jedno i za drugie zapłaci.
Kompenson zaśmiał się, znów spojrzał na mnie uważnie, dał mi pięć szyllingów i wyznaczył schadzkę na noc następną w tej samej restauracyi.
Przyszedłem na schadzkę i Kompenson przyjął mnie do stowarzyszenia na pomocnika. Zajęcia Kompensona polegały na fałszerstwach, podrabianiu podpisów, puszczaniu w obieg kradzionych banknotów itd. Kompenson zajmował się wszelkiego rodzaju oszukaństwami, jakie tylko można wymyśleć, starał się przy tem ochronić swą osobę od złych następstw. Tyle było u niego uczucia, ile u żelaznego pil-