— Kompenson?
— Jeśli żyje, to napewno myśli, żem ja umarł. Nic więcej o nim nie słyszałem.
Herbert tymczasem pisał ołówkiem na marginesie książki, potem zlekka podsunął ją do mnie. Przeczytałem:
„Młodego Chewiszem nazywali Arturem a Kompenson ten sam, który był narzeczonym pani Chewiszem.“
Zamknąłem książkę, skinąłem potakująco Herbertowi i schowałem ją. Żaden z nas nie wypowiedział ani słowa, obaj patrzyliśmy na Prowisa, który, siedząc przy kominku, palił fajkę.
Pocóż mam zastanawiać się nad pytaniem, o ile Estella była przyczyną mej niechęci do Prowisa? Pocóż mam zatrzymywać się nad porównaniem stanu, w jakim znajdowałem się przed spotkaniem się z nią na stacyi pocztowej, gdym starał się usunąć wszelkie ślady niugetskiego więzienia z tem zwątpieniem, z jakiem mierzyłem bezdenną przepaść, dzielącą Estellę tak dumną i piękną ode mnie, tak poniżonego? Nie doprowadziłoby to do niczego, do tych samych jedynie wyników.