Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/186

Ta strona została przepisana.

— Obrzydliwe miasteczko. Pan zdaje się tutejszy?
— Tak. Opowiadano mi, że te strony są nadzwyczaj podobne do pańskich miejsc rodzinnych.
— Zupełnie nie.
Tu Drummel popatrzył na swe buty, ja zaś na swoje; potem on spojrzał na moje a ja na jego.
— Pan tu już bawi od dawna?
— Dość długo, tak że miasteczko mocno mi już dokuczyło.
— Długo pan zabawi?
— Nie wiem. A pan?
— Nie wiem.
Poczułem po wrzeniu swej krwi, że jeśli pan Drummel choć zlekka dotknie mnie ramieniem, wyrzucę go przez okno a także, że jeśli ja go dotknę ramieniem, wrzuci mnie w po blizki dół.
Zaczął gwizdać. Ja również.
— Słyszałem, że tu w okolicy wiele moczarów?
— Tak. I cóż z tego?
Pan Drummel spojrzał na mnie, potem na me obuwie, zawołał: — O! i zaśmiał się.
— Wesoło panu, panie Drummel?
— Nie, niezbyt. Chciałbym przejechać się konno i dla rozrywki obejrzeć moczary. Mówiono mi, że tam dalej są wsie, zajazdy, kuźnie i tak dalej. Hej, człowieku!