lać uwag w tym razie. Jeśli tracę cierpliwość (choć wtedy wcale jej nie straciłem), to nigdy nie rzucam szklankami.
— A ja rzucam.
Spojrzałem! nań z wzrastającym gniewem i rzekłem:
— Panie Drummel, nie szukałem rozmowy z panem i wogóle nie uważam jej za przyjemną.
— Zgadzami się z tem i nie zmuszam pana do niej.
— Dlatego proszę o przerwanie a także i wszelkich stosunków między nami.
— Bardzo chętnie. Sambym to panu zaproponował a nawet prawdopodobniej uczyniłbym to bez propozycyi. No, nie trać pan cierpliwości. Bo i bez tego pan jej dość stracił.
— Co pan chce przez to powiedzieć?
— Hej, człowieku! — zawołał Drummel zamiast odpowiedzi.
Lokaj zjawił się.
— Słuchajno! Czyś dobrze zrozumiał, że młoda pani nie pojedzie konno i że dziś u niej będę na obiedzie?
— Zdaje mi się.
Mówiąc to lokaj dotknął ręką mej przestygłej herbaty i popatrzywszy na mnie błagalnym wzrokiem, wyszedł z pokoju. Drummel uważając, by nie dotknąć mego ramienia wyjął z kieszeni cygaro i odgryzł koniec, zupełnie nie okazując zamiaru odejścia. Kipia-
Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/188
Ta strona została przepisana.