Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Starałam się przestrzedz cię o tem. Nie czyniłam tego?
Z bólem odrzekłem: „tak, tak“.
— Nie zważałeś na przestrogi, przypuszczając, że nie o tem chciałam mówić. Czy nie tak?
— Byłem przekonany, że masz oziębłą naturę. Tak młoda jeszcze, niedoświadczona, piękna!
— Otóż jest to w mej naturze, w naturze wyrobionej we mnie. Mówiąc to, czynię wielką różnicę między tobą a innymi. Więcej nie mogę uczynić.
— Czy prawda, że Bentel Drummel bawi tu w mieście i stara się o ciebie?
— Prawda — odrzekła obojętnie, prawie ze wstrętem.
— Prawda, że ty dajesz mu nadzieje, jeździsz z nim konno i że dziś ma być tu na obiedzie?
— Prawda.
— Nie możesz kochać go, Estello!
Palce jej po raz pierwszy się zatrzymały i z przejęciem rzekła:
— Cóż ci mówiłam? Wciąż posądzasz że co innego mówię, niż myślę?
— Nie wyjdziesz za mąż za niego?
Popatrzyła na panią Chewiszem, pomyślała chwilkę i rzekła:
— Dlaczego nie wyznać ci prawdy? Wychodzę za niego.