Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/325

Ta strona została przepisana.

i zapewniając, że postanowił wrócić do ojczyzny tylko dla mnie. Napisałem, jak mogłem najbardziej przekonywująco, z uczuciem i wysłałem ją według przeznaczenia. Pisałem również do wielu wpływowych osobistości, od których mogłem spodziewać się pomocy a nawet podałem prośbę do króla. Po wyroku nie zaznałem ani chwili spokoju; przykre myśli prześladowały mnie. Wysławszy prośby, po całych dniach chodziłem pod domami osób, do których były adresowane, jakby blizkość ich mogła dodać mi nadziei. Do tej pory ulice Westendu w czasie wiosennych mglistych nocy z rzędami domów i latarni napełniają mię tłumem przykrych wspomnień. Codzienne me wizyty w więzieniu, jeszcze bardziej skrócono, a Magwicza zaczęto pilniej strzedz. Zdawało mi się, że podejrzewano mnie o zamiar otrucia go; zażądałem też, by mię rewidowano przed dopuszczeniem do jego łoża i oznajmiłem dozorcy obecnemu przy tem, że zgodzę się na wszystko, byle udowodnić czystość swych zamiarów. Nikt nie obchodził się źle ani z nim, ani ze mną. Powinność służbowa wymagała, aby pilnować nas ściślej, ale czyniono to jak można najwzględniej. Dozorca zawsze zapewniał, że z Magwiczem coraz gorzej, to samo mówili i aresztanci pielęgnujący. I choć byli to przestępcy, mieli jednak dzięki Bogu skłonność do dobrego.