Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/343

Ta strona została przepisana.

obrażałem sobie, by Józef spłacił me długi, jednakże potwierdzenie było na jego imię wystawione.
Cóż miałem teraz robić? Pojechać za nim do starej, kochanej kuźni; wyjawić mu wszystko i wykonać swe plany?
Plany były proste. Pójdę do Biddi, wyznam jej, jak żałuję swej niewdzięczności, że straciłem wszystko, czego się spodziewałem; przypomnę, jakto niegdyś była szczerą względem mnie. Potem powiem do niej: — „Biddi, zdaje mi się, żeś mnie niegdyś kochała i biedne moje serce nigdy nile było tak spokojne, jak wówczas, gdy byłem z tobą. Jeśli tylko możesz mnie znowu pokochać, choćby tylko o połowę tak, jak dawniej; jeśli możesz przyjąć mnie z mymi brakami i rozczarowaniami i przebaczyć mi, jakby zbłąkanemu dziecku... Od ciebie Biddi zależy ma przyszłość: jeśli zechcesz, zostanę robotnikiem w kuźni Józefa, lub zajmę się czemś innem w sąsiedztwie, lub wreszcie pojedziemy daleko, daleko na Wschód, gdzie mi dają posadę, której nie mogłem przyjąć, nie znając twej odpowiedzi. Jeśli więc zgodzisz się być towarzyszką mego życia, to z pewnością uczynisz je lepszem a ze mnie zrobisz człowieka. Ja ze swej strony dołożę wszelkich starań, by życie twoje było szczęśliwe.“
Oto na czem polegały me plany. Za trzy