Strona:PL Karol Dickens - Wielkie nadzieje Tom II.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

dzając się tutaj, że to miejsce tak zmieniło wygląd?
— Naturalnie.
— Należy do mnie. Jest to jedyny kąt, który przy mnie został. Wszystko inne powoli przepadło — ale z tem miejscem nie chciałam się za nic rozstać i w ciągu tych nieszczęśliwych lat był to jedyny punkt oporu z mej strony.
— Będą tu budowali?
— Tak. Przyszłam się pożegnać z temi miejscami, zanim zaczną je zabudowywać. A ty żyjesz wciąż za granicą?
— Tak.
— Sądzę, że interesy idą ci dobrze?
— Pracuję dużo i mam kawałek chleba, a zatem sprawy moje dobrze idą.
— Często myślałam o tobie.
— Czyż?
— Szczególnie w ostatnich czasach. Długo, długo nie pozwalałam sobie na myśl o tem, czem wzgardziłam, nie znając wartości tego. Ale od czasu, gdy te ciężkie chwile minęły i powinność nie zmusza mnie więcej do usuwania wspomnień, dałam im miejsce w swem sercu.
— Tyś nigdy nie straciła miejsca w mem sercu — rzekłem. I znowu oboje zamilkliśmy.
— Nie myślałam, żegnając się z temi miejscami, żegnać się z tobą. I bardzo jestem z tego zadowolona.