nim mocno i wszedł do sieni, zapaliwszy świeczkę, którą zwykle nosił przy sobie.
Nim zamknął drzwi, stał przez chwilę w niepewności; obejrzał się, jak gdyby był przygotowany do nowego przerażenia, na widok cienkiego harcapa[1] Marley’a, wsuwającego się przez dziurkę od klucza. Ale za drzwiami było ciemno: młotek wisiał na swojem miejscu. Scrooge ochłonął i wykrzyknąwszy: Głupstwo! gwałtownie trzasnął drzwiami. Łoskot i stuk wstrząsnął jak grom całym domem. Każdy pokój na piętrze, każda beczka w piwnicy handlarza win, wydały odgłos w tym olbrzymim koncercie huku. Scrooge atoli nie należał do ludzi, których echo może przerazić. Zamknął starannie drzwi, przeszedł sień i wszedł na schody, świecąc sobie po drodze cienką świeczką.
Może widzieliście kiedy gościnne staroświeckie schody, po których sześciokonna kareta mogłaby przejechać wygodnie? Zapewniam was, że schody Scrooge’a tak były szerokie, iż nawet karawan mógłby się na nich pomieścić. — Może dlatego wydawało mu się, że przed nim postępuje orszak pogrzebowy. Sześć płomieni gazowych zaledwie mogłoby oświetlić sień i te schody, wyobraźcie więc sobie, jak tam było ciemno przy łojówce bankiera.
Szedł dalej na górę, obojętny na to wszystko. Ciemność niewiele kosztuje, więc Scrooge bardzo
- ↑ Warkocz w siatce lub związany, jaki wówczas mężczyźni spuszczali od peruki na plecy.