Strona:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

młoda, gładka, jak atłas, bez najmniejszej zmarszczki i błyszczała świeżym rumieńcem. Ramiona miał długie, żylaste ręce zdawały się posiadać niepospolitą siłę, nogi kształtne, zupełnie nagie. Na sobie miał białą tiunikę[1] ściągniętą w biodrach pasem, rzucającym żywe światło. W ręku trzymał zieloną gałązkę choiny, a przez szczególną sprzeczność z tą oznaką zimy, tiunika jego przybrana była w wieńce i girlandy z najpiękniejszych kwiatów letnich. Lecz najdziwniejsze wrażenie sprawiał wspaniały wytrysk światła z jego głowy; — zamiast kapelusza trzymał w ręku wielki spiczasty gasilnik, którym zapewne w chwilach smutku lub zamyślenia nakrywał głowę i przytłumiał to rażące światło. Wpatrując się bliżej, Scrooge nową dostrzegł osobliwość. Jaśniejący pas widziadła lśnił jakimś migotliwym i ruchomym blaskiem, podobnym do płomienia na żarzących węglach, tak, że to miejsce pasa, które przed chwilą błyszczało, nagle stawało się zupełnie ciemne, a natomiast jasność biła znów z innego punktu; — tym samym zmianom i drganiom ulegała i cała postać. Raz zdawało się, że jest to istota o jednej tylko ręce, jednej nodze, — to znowu o dwudziestu może rękach i nogach; chwilami ukazywał się tułów bez głowy, natychmiast potem głowa bez kadłuba, a niknące nagle członki pogrążały się w ciemności, żeby za chwilę błysnąć nowem światłem i uwydatnić całą postać taką, jaka się w pierwszej chwili ukazała.

— Panie — zapytał Scrooge — czy ty jesteś

  1. Suknia luźna o szerokich rękawach.