Strona:PL Karol Dickens - Wigilja Bożego Narodzenia.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

głuchym, wzrok ociemniałym, a chromym i kalekom zdrowie.
Głos Boba drżał, gdy to mówił, a więcej jeszcze, gdy dodał, iż zdaje mu się, że dziecko coraz lepiej wygląda, dzięki Bogu.
Wtem dało się słyszeć tupotanie kuli: wszedł Tomaszek w towarzystwie brata i siostry i zasiadł na wysokiem krzesełku przy ogniu. Bob zakasał rękawy, jak gdyby się mogły jeszcze bardziej zniszczyć, wziął imbiru, cytrynę, wcisnął ją w wazę gorącej wody, mieszał w jedną i w drugą stronę i przyrządził nakoniec dziwny napój, który cała rodzina nazywała grogiem. — Niech i tak będzie. — Tymczasem mała dwójka pobiegła po gęś do piekarza i wniosła ją w tryumfie.
Gdybyście widzieli radość, jaką wywołał jej widok, sądzilibyście pewnie, że gęś w Anglji jest najosobliwszem zjawiskiem, wobec którego o białym kruku nawet wspominać nie warto. Rzeczywiście w tym domu gęś była jednym z siedmiu cudów świata. Pani Cratchit odgrzała sos, przygotowany oddawna w ryneczce, pan Piotr z herkulesowym zamachem tarł na miazgę kartofle, panna Belinda wsypała do wazy mączki cukrowej. Marta wycierała talerze, Bob przysunął do siebie Tomaszka, a malcy przystawiali krzesła do stołu dla wszystkich, nie zapominając o sobie, i zająwszy swe stanowiska, powkładali w usta puste łyżki, aby nie uledz pokusie i w dzień tak uroczysty nie zhańbić się lizaniem sosu. Wreszcie podano potrawy, zmówiono modlitwę, pani Cratchit starannie obejrzała nóż, spróbowała go na paznogciu i otwo-