Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

a jesteście, pomimo waszego domniemanego sprytu, tak niezręczni, że zamiary wasze można odgadnąć z niezwykłą łatwością. Już w Guaymie przejrzałem was.
— Ja was także! — zgrzytnął. — Jesteście Old Shatterhand!
— Całkiem słusznie! Wiedziałem, że zostałem poznany, a jadnak nie dałem tego zauważyć po sobie. Wy natomiast zachowywaliście się poprostu jak młodzik. Jeśli chcecie wystrychnąć Old Shatterhanda na dudka, to musicie sprytniej zabrać się do tego! Co zamierzacie począć z emigrantami?
— Nic!
— Naturalnie, że nie powiecie tego! Ja też nie przypuszczałem, że otrzymam żądaną odpowiedź; chciałem wam tylko zwrócić uwagę, że tych ludzi wziąłem pod swoją opiekę. Nie mam zamiaru opowiadać wam o tem co wiem i co myślę; ostrzegam was tylko, że każdy wasz postępek nieuczciwy względem nich, przeciwko wam się obróci; za przykład może wam posłużyć ta właśnie chwila. Godziliście na moje życie, a teraz wasz los w moich spoczywa rękach. Niech to będzie dla was przestrogą! Następnym razem nie będę was oszczędzał. Jak przeczułem waszą kulę, tak i teraz przeczuwam jeszcze wiele innych rzeczy; wy jednak nie sięgacie myślą, poza jutrzejszy poranek, gdyż zło jest zawsze krótkowzroczne!
Odwróciłem się od niego i skinąłem na chłopców, żeby poszli za mną. Nie chciałem mianowicie, aby jeniec słyszał, co im miałem teraz powiedzieć.
— Niech moi młodzi czerwoni bracia posłuchają. Jest nas czworo, a mamy tylko jednego konia; musimy