Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

zdobyć jeszcze trzy. Gdy rozmawiałem o tem z hacjenderem, odmówił mojej prośbie, gdyż bał się wojowników Yuma. Muszę więc zabrać zwierzęta potajemnie i w tym celu wrócę teraz do hacjendy; niech moi bracia pilnują tymczasem jeńca. Jest nam wprawdzie zupełnie pewny, nie przypuszczam również, żeby tu ktoś przyszedł o tak późnej porze, a jednak człowiek ostrożny powinien być na wszelką niespodziankę przygotowany. W każdym razie jeniec nie powinien zostać uwolniony przed mojem przybyciem!
— Old Shatterhand może liczyć na nas, — zapewnił starszy chłopiec. — Spełnimy jego rozkaz, chociaż smuci nas to, że on idzie sam do hacjendy!
— Jakto?
— Mój sławny biały brat mówi przez to, że uważa nas za niedoświadczonych chłopców, którzy nie potrafią uprowadzić konia!
Znałem dosyć obyczaje i zapatrywania Indjan, ażeby rozumieć, że ci młodzi ludzie czuli się pokrzywdzeni. Obecne okoliczności zmuszały mnie wejść w ściślejszy kontakt ze szczepem Mimbrenjów, wobec tego uważałem za korzystne okazać im zaufanie. Dlatego odpowiedziałem:
— Widziałem, jak dzielnie broniliście się przeciw wrogom i uważam was za odważnych młodzieńców! Nie wątpię, że obok odwagi posiadacie także potrzebną zręczność i spryt; dlatego pytam was, czy chcecie podjąć się uprowadzenia koni.
— Chcemy! — zabrzmiała radosna odpowiedź.
— Dobrze! Zapewne nie potrzebuję was objaśniać, dokąd macie się udać?