Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

dowie, żem cię zatrzymał. Pozwalam więc; mogę mieć z ciebie wiele pożytku. O nikim nie należy zgóry przesądzać, że nie wyświadczy drugiemu cennej przysługi, choćby nawet przypadkiem. Wiele z tego, co słyszałeś o mnie i o Winnetou zdołaliśmy dokazać tylko z pomocą innych ludzi, których nikt nie zna. O nas się opowiada, o nich nie. — Oby się spełniła twoja nadzieja, że przy moim boku znajdziesz w krótkim czasie imię! A okoliczności do tego zdają się być odpowiednie!
Można sobie wyobrazić, z jaką radością przyjął moją zgodę i serdeczne życzenia. Nie powiedział jednak ani słowa; bratu młodszemu wyrwało się pełne zachwytu „uff”, a siostra klasnęła wesoło w dłonie.
— Czy jednak twój brat i siostra odnajdą szczęśliwie swój szczep, — dowiadywałem się, — skoro ciebie przy nich nie będzie? Od tego zależy wiele, a może nawet wszystko!
Na to odpowiedział młodszy Mimbrenjo głosem skromnym, lecz pewnym siebie:
— Nic się nam stać nie może; skoro mam strzelbę w ręku, nie boję się żadnego wroga!
W tej chwili natknęliśmy się znowu na strumień; było to więc miejsce, które zalecał Melton na nocleg. Oczywiście minęliśmy je, nie zatrzymując się wcale. Jechaliśmy aż do północy, gdyż musieliśmy się tak oddalić od miejsca napadu, ażeby ślady nasze zupełnie znikły już następnego ranka. —
Nareszcie znaleźliśmy się na terenie skalistym, gdzie kopyta koni nie zostawiały żadnego tropu; księżyc, który ukazał się na niebie, rozjaśnił ciemności na tyle, że mogliśmy zauważyć las, rozciągający się po stronie