gie chciałem zakraść się do hacjendy, ażeby podpatrzeć, co się dzieje z emigrantami, i, o ile to leżało w mojej mocy, rozmówić się z Herkulesem. Do tego musiałem oczywiście oczekiwać wieczora. —
Aby spełnić pierwsze zadanie, postanowiłem udać się na miejsce, na którem Vete-ya dokonał napadu na moich towarzyszy. Jak już nadmieniłem, wrócił tam na pewno, ażeby się przekonać, jaki los spotkał jego syna; mogłem więc przypuszczać, że znajdę tam ślady, które mi wskażą, gdzie się później udał.
Oczywiście nie pojechaliśmy najkrótszą drogą obok hacjendy, lecz zboczyliśmy i przybyliśmy do celu zupełnie z innej strony, nie spotkawszy po drodze nikogo. Trzy trupy końskie leżały tam jeszcze. Kilkanaście sępów obdzierało mięso z kości i użerało się o strzępy. Posłałem chłopca na górę, gdzie leżał zastrzelony syn wodza Yuma; wróciwszy, opowiedział, że ciało zostało odsunięte daleko od krawędzi skały i nakryte wysokim kopcem kamieni. Mieliśmy więc dowód, że ci, których szukaliśmy, byli tutaj.
Napróżno usiłowaliśmy odnaleźć ślady Yuma; dolina wykrawana była w całkowicie gładkiej, twardej skale. Czy wątły trop, który zdradzało parę kamyków, poruszonych z miejsca kopytem końskiem, pochodził od Indjan, czy od nas samych z ubiegłego dnia? — Nie znalazłszy nic pewniejszego i dokładniejszego, towarzysz mój zawołał wreszcie, zniechęcony:
— Oni byli tutaj; to rzecz pewna! A jednak nie można nic wykryć! Moje oczy są dzisiaj jakby ślepotą rażone; niech Old Shatterhand nie myśli przecie, że tak jest zawsze!
Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.