— Pociesz się tem, że oczy Old Shatterhanda, które są bardziej wyćwiczone, nie wiele więcej mogą odkryć. Ale są oczy ciała i oczy ducha. Gdy jedne zawodzą, trzeba uciec się do drugich!
— Oczy mojego ducha nie widzą więcej, niż oczy ciała!
— Ponieważ zwracasz je prawdopodobnie we fałszywym kierunku.
— Więc niech mi Old Shatterhand powie, dokąd zwrócić mam myśli!
— Naturalnie za wodzem Yuma!
— To czyniłem przecież dotychczas, a jednak bez powodzenia!
— Ponieważ snujesz je wyłącznie od dzisiaj. Zacznij, od dnia wczorajszego! — Gdy obydwaj napastnicy uciekali, stałeś przecież na występie skalnym i mogłeś lepiej widzieć, niż ja. Pojechali prosto wzdłuż doliny. Kiedy obraliśmy ten sam kierunek, podczas całej drogi, nie zauważyliśmy ani ich samych, ani ich śladów. O czem to może świadczyć?
— Prawdopodobnie opuścili dolinę, jak mogli najprędzej.
— Ja także tak sądzę! Zbocza doliny są strome. Czy jeździec może się po nich wydostać na górę?
— Nie! Musieli skręcić w jeden z wąwozów, wpadających do doliny.
— Tak! Widzę, że mój młody brat umie korzystać z oczu swego ducha! Oni oczywiście nie wybrali na los szczęścia pierwszego lepszego wąwozu.
— Nie; wjechali do tego wąwozu, w którym czekali ich wojownicy!
Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.