Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

wzgląd na szyderstwa, któremi mnie obsypał, że stawki swojej nie uważam wcale za straconą. Niejednokrotnie już bywałem pojmany przez północnych Siouksów, południowych Komanczów, przez Kruków i Wężów; zawsze jednak udawało mi się wydostać z opałów. — Wojownicy Yuma ustępują pod względem odwagi i chytrości szczepom północnym, musiałbym więc mieć poprostu szalonego pecha, gdybym zginąć miał w tej opresji. Harry Melton, święty dnia ostatniego, był daleko niebezpieczniejszy, niż ci mizerni czerwonoskórzy. Gdyby wpadło mu na myśl zażądać mego wydania i czerwoni zgodzili się na to, byłbym bezpowrotnie stracony! Sądziłem jednak, że wódz nie zechce ustępować zdobyczy; miał wszak ze mną krwawy porachunek! — Co się tyczy młodego Wellera, ten był dla mnie kompletnem zerem. Przemowa jego brzmiała bezczelnie i śmiesznie zarazem; wyczuł to nawet Wielkie Usta i skarcił tonem, krórego nie można było nazwać wersalskim:
— Milcz! Twoja mowa jest jak kłos bez ziaren i jak woda bez ryb. Ciebie się jeniec nie zlęknie! Trzeba stu takich ramion i oczu jak twoje, by go móc zatrzymać. Ale zbiec mu się nie uda; będzie wisiał tygodniami na palu męczeńskim, bo zamordował mi syna! — Powiedziałem. Howgh!
Weller mówił po angielsku i zdziwiło mnie bardzo, że Wielkie Usta zrozumiał go, a nawet odpowiedział mieszaniną słów angielskich, hiszpańskich i indyjskich, używaną nad Rio Grande i Rio Pecos. — Następnie zwrócił się do swych ludzi, którzy otoczyli nas półkolem:
— Czy to Old Shatterhand podkradł się tak blisko naszego obozu?