— Nie! — odpowiedział jeden z wojowników.
— Jakto? Któż więc to uczynił?
— Indjanin, młody chłopiec, nie mający zapewne jeszcze imienia!
— Opiszcie mi jego wygląd!
Czerwony określił mego młodego towarzysza.
— Uff! — zawołał wódz — to jeden z młodych Mimbrenjów, którzy uciekli nam, gdy nadszedł Old Shatterhand. — Musi również zginąć na palu! Przyprowadźcie go!
— Nie możemy, nie udało nam go się schwytać, — odpowiedział czerwony półgębkiem.
— Co?! — zapytał Wielkie Usta z gniewnem zdziwieniem. — Jesteście dorosłymi mężami, zwiecie się wojownikami, liczebna przewaga była po waszej stronie, a szczenię tak młode i mdłe, że nawet imienia nie nosi, wyprowadziło was w pole?! Czy mam temu wierzyć?
Czerwony opuścił oczy ku ziemi i nie odpowiedział. Reszta stała w zakłopotaniu, milcząc również. Wódz ciągnął dalej:
— Uff! A więc to prawda! Stare skwaw wyśmieją was, a dzieci będą wytykać palcami! Pomyślcie o drwinach wszystkich szczepów, kiedy dowiedzą się o tem, że tylu wojowników Yuma nie było w stanie zatrzymać marnego Mimbrenja! Wszak to ten sam chłopiec, który poprzednio towarzyszył Old Shatterhandowi, a którego zmuszony byłem puścić wolno. Prawdopodobnie i brat jego, i siostra, żona wodza Opatów, są wpobliżu. Natychmiast ruszycie na poszukiwania! Przetrząśniecie cały las! — Trzech, albo czterech wojowników wystarczy do pilnowania obozu!
Wyznaczył wartę; reszta oddaliła się, aby wypełnić
Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.