Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

swe usługi w charakterze domorosłych adwokatów! Przegra pan proces i poniesie wszystkie koszty sądowe, płacąc własną głową. — Smacznego!
Odwrócił się i podszedł do wodza, który obrał miejsce poza obrębem wigwamów, tak, że głos prowadzonej tam rozmowy, nie dochodził do mnie. Syn poszedł za nim i wszyscy trzej zaczęli debatować. Temat prawdopodobnie, jak wnosiłem z gestów, był niebłahy. Po naradzie wstali, i Wielkie Usta zawołał wojowników, by zaznajomić ich z decyzjami, powziętemi przed chwilą. Wellerowie, jakby mimowoli, zbliżyli się do miejsca, na którem leżałem; usłyszałem, jak stary rzekł do syna:
— Teraz pojadę zpowrotem, a ty pozostaniesz u Indjan, którzy niezadługo wyruszą do hacjendy del Arroyo; macie kawał drogi; skoro jednak zaraz ruszycie, powinniście zdążyć przed wschodem słońca!
— Ale brama będzie zamknięta, — odpowiedział syn, a ja po tonacji poznałem, że idzie tylko o to, bym ich słyszał.
— Nic nie szkodzi! Byłem na polowaniu, zbłądziłem; dlatego tak późno wracam i proszę majordomusa, ażeby mi otworzył.
— Ten wcale się nie zjawi; mieszka w głównym budynku i nie usłyszy stukania!
— Usłyszą mnie wychodźcy i otworzą bramę! Co się was tyczy, to znajdziecie zapewne już wrota otwarte!
— A cóż mamy począć, jeśli jednak będą zamknięte?
— Dostaniecie się z łatwością wpław przez strumień. Który przepływa pod murem na podwórze. Co zaś do ciebie, to lepiej, żebyś się nie pokazywał z początku, gdyż się dowiedzą, że jesteś w zmowie z czer-