Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

cać uwagi na swoich gości. Po krótkiej przerwie mówił dalej:
— Znam tylko jego nazwisko i wiem, że czeka na okręt, zdążający do Lobos. Sennor Enriquo mówi wogóle bardzo mało. Jego pobożność jest rzeczywiście godna pochwały. Szkoda tylko, że nie umie grać w domino!
— Skąd pan wie, że jest pobożny?
— Widzę to, gdyż przesuwa ustawicznie w palcach paciorki różańca, nigdy nie wyjdzie ani nie wejdzie, nie ukłoniwszy się przed świętym obrazem, wiszącym na ścianie i nie zaczerpnąwszy święconej wody z kropielnicy przy drzwiach.
Nie odpowiedziałem nic na to, gdyż uważałem za lepsze, nie wyjawiać swych myśli. Mormon z różańcem! Wielożeństwo i woda święcona! Księga mormonów i ukłon przed świętym obrazem! Ten człowiek był napewno obłudnikiem, a jego obłuda musiała mieć jakiś powód.
Nie mogłem zajmować się dalej temi myślami, gdyż sennorita Felisa przyniosła właśnie filiżankę, zawierającą brunatną, gęstą ciecz i życząc mi smacznego, postawiła przede mną na stole. Ponieważ gospodarz przyłączył się do tego życzenia, więc mogłem przypuszczać zupełnie słusznie, że mam spożyć podany mi napój. Przyłożyłem zatem filiżankę do ust i skosztowałem raz, drugi i trzeci, aż nakoniec powiedział mi mój język, że mam do czynienia z miksturą, złożoną z wody, syropu i palonej mąki.
— Co to jest? — zapytałem.
Na to Felisa załamała ręce ze zdumienia i za-