Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

moim zdradzieckim zamiarze. Całe dwie godziny szukałem lepszego pomieszczenia, jednakże wkońcu doszedłem do przekonania, że pisarz gminny miał słuszność. Maison de Madrid był poprostu pałacem w porównaniu z jaskiniami, które widziałem. Kupiłem zatem za jednego peso mięsa, które, mówiąc nawiasem, cuchnęło całkiem znośnie, następnie wziąłem u piekarza sporo płaskich placków kukurydzanych i powróciłem do hotelu, gdzie zostałem przyjęty z wielkiem uznaniem, skoro tylko zauważono, że nie przychodzę z próżnemi rękami. —
Miła Felisa, nie pytając wiele, odebrała natychmiast wszystko ode mnie i rozpaliła ogień, ażeby upiec mięso. Trzej chłopcy zabrali się zaraz do placków, rozgryzając je w zębach, jak kości, zaś donna Elwira usiadła w swoim hamaku, zbudzona wonią pieczeni, rozchodzącą się od ogniska. Oblicza jej nie mogłem niestety rozpoznać, gdyż jedyna lampa, jaka się tu znajdowała, stała daleko od niej, na stole, przy którym siedział gospodarz. Usiadłem naprzeciw niego. Wtedy don Geronimo podsunął mi domino i odezwał się po przyjacielsku:
— Jeszcze kilka partyj sennor, dopóki nie zaczniemy jeść. Nie mamy przecież nic innego do roboty!
Graliśmy zatem, dopóki nie nakryto stołu, to znaczy dopóki sennorita Felisa nie położyła przede mną najbardziej zatęchłego kawałka mięsa, oczywiście bez talerza i bez jakichkolwiek innych dodatków, ale zato ze swoim najbardziej słonecznym uśmiechem. Reszta mięsa powędrowała ze zdumiewającą szybkością na miejsce swego przeznaczenia, które jednak nie znajdowało się niestety w moim głodnym żołądku. Z gościa