Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

zamieniłem się, albo raczej zostałem zamieniony w gospodarza!
Właśnie, gdy po ostatnim kęsie obtarłem mój nóż o rękaw i wsunąłem go zpowrotem za pas, przyszedł ów gość, którego ukazania się oczekiwałem z wielką, chociaż tajoną ciekawością. Człowiekiem tym był mormon. Blask naszej lampy sięgał aż do drzwi, a ponieważ siedziałem wprost naprzeciw nich, więc mogłem dokładnie obserwować przybysza. —
Pokłonił się w stronę świętego obrazu, następnie sięgnął końcami palców do małej kropielniczki, wiszącej przy drzwiach, a potem dopiero zwrócił się ku nam z krótkiem pozdrowieniem. Zobaczywszy mnie, obcego, przypatrywał mi się przez chwilę, poczem podszedł szybkim krokiem do stołu, otworzył książkę z nazwiskami, przeczytał dane dotyczące mojej osoby i życząc dobrej nocy, cofnął się w ciemną część izby, gdzie były umieszczone hamaki dla gości.
To wszystko odbyło się tak szybko, że nie miałem czasu przypatrzeć się dokładnie jego obliczu. Zarazem pokazało się, jak wielki respekt miał gospodarz przed Meltonem, gdyż, skoro tylko ten oddalił się od naszego stołu, rzekł don Geronimo do swoich:
— Sennor Enriquo chce spać. Połóżcie się i nie róbcie hałasu!
Frontowe drzwi zamknięto na zasuwę, tylne, prowadzące na podwórze, pozostały otwarte. — Donna Elvira położyła się zpowrotem; sennorita Felisa podała mi rękę na dobranoc i podeszła również do swojej konopnej kołyski Morfeusza. Gospodarz, życząc miłego spoczynku, zdmuchnął mi światło przed nosem i wpełznął