Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Niemcem, a ponieważ pan nosi takie same nazwisko, więc w pierwszej chwili przyszła mi myśl, że mam do czynienia z owym Old Shatterhandem; jednakże bardzo prędko poznałem swoją omyłkę. — Lituję się nad pańskiem smutnem położeniem i chcę panu dopomóc do podźwignięcia się z niedoli, oczywiście, przypuszczając, że sennor ma tyle rozumu, ażeby się chwycić z całych sił liny ratunkowej, którą mu rzucam!
Właściwie powinienem był wyśmiać go w oczy, jednakże pohamowałem się i nie porzucałem skromnej miny. Jego brutalny sposób wyrażania się mógł mnie złościć; bawiło to mnie jednak, że pozostawiam go w błędzie i dlatego odpowiedziałem spokojnie:
— Dlaczego nie mam mieć tyle rozumu? Nie jestem przecież dzieckiem, które nie umie ocenić proponowanego mu dobrodziejstwa!
— Dobrze! Jeśli pan się zgodzi na moją propozycję, pozbędzie się pan wszelkiej troski i otrzyma pan odrazu bardzo popłatne stanowisko.
— Gdybym mógł w to wierzyć! Proszę pana bardzo, niech mi pan jak najprędzej wyjawi swoją propozycję!
— Tylko powoli! Niech mi pan naprzód powie, co pan zamierza właściwie robić w La Libertad?
— Chcę szukać pracy, rozejrzeć się za jakiemś zajęciem. Ponieważ tutaj, w tej zamarłej Guaymie nic nie znalazłem, więc mam nadzieję, że tam będę miał więcej szczęścia!
— Pan się myli. La Libertad leży wprawdzie nad morzem, ale jest to miejscowość jeszcze smutniejsza, niż Guayma. Setki głodnych Indjan włóczą się tam, nie mogąc znaleźć roboty; pan znalazłby się jeszcze w trud-