Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

łatwowierny, jak Jakób Silberstein. Jestem raczej przekonany, że agent był łotrem i że ci biedacy, oszukani przez niego, idą na ślepo w sidła, o jakich nie mają pojęcia. Dlatego pojechałem z nimi. Chcę bronić Judyty i jestem przekonany, że ona mnie wreszcie zrozumie.
Usiadł na swojem miejscu i milczał, ja zaś nie próbowałem prowadzić dalej rozmowy. Później, gdy zerwał się silniejszy wiatr, który złagodził cokolwiek żar, powróciłem na pokład i usiadłem w odosobnieniu, aby bez przeszkody oddać się obserwacjom. Wkrótce przyszedł Silberstein, ażeby odnowa opowiadać o swojej córce; dałem mu całkiem wyraźnie do zrozumienia, że nic a nic mnie to nie obchodzi, więc odszedł, nie pytając już, czy chcę być jej przedstawiony.
Również mormon, zamieniwszy kilka słów, opuścił mnie wkrótce; przechadzając się po pokładzie, przystawał przy każdym z pasażerów, gawędząc przyjaźnie [i] częstując ich cygarami; był dla wszystkich bardzo uprzejmy, dzieci głaskał po policzkach, słowem, czynił wysiłki, aby zdobyć zaufanie i przychylność wychodźców.
Najdłużej bawił przy Judycie, rozmawiąjąc z nią. Herkules, stojący przy wejściu pod pokład, obserwował ich z pod oka; jego ściągnięte brwi i zaciśnięte usta wskazywały, co się w nim działo. Odniosłem wrażenie, jakby w tej chwili zaczęła się zagęstniać mała chmurka, która nakryje później cały horyzont, aby wyładować się w błyskawicach i grzmotach. —
O wygodę pasażerów starano się dosyć. Kajuty były obszerne, każdemu przypadała wystarczająca porcja wody, potrawy podawano pożywne i również w dostatecznej ilości. Nikt nie mógł narzekać i wszyscy patrzy-