Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

manego stanowiska, lecz im dłużej jechaliśmy, im bardziej oddalaliśmy się od morza, czyli im pewniej miał ich w swoich rękach, tem ostrzej się z nimi obchodził i stawał się coraz bardziej odpychającym. —
W okolicy, przez którą przejeżdżaliśmy, nie byłem jeszcze nigdy; dlatego nie znałem dokładnie położenia miasta Ures; wiedziałem tylko, że leży nad rzeką Rio Sonora, kilka mil poniżej Arispe. Ures rozpościera się na lewym brzegu rzeki, w bardzo urodzajnej nizinie i jest otoczone wspaniałemi ogrodami. Nie dziw tedy, że radowaliśmy się na myśl wypoczynku w tem mieście, skoro dotychczas przechodziliśmy przez kraj przeważnie pustynny i jednostajny. Przypuszczałem, że już do miasta niedaleko, gdyż przebyliśmy dawno Rio Dolores, dopływ Sonory, a równocześnie mnożyły się oznaki, wskazujące, że leży przed nami większa miejscowość. Drogi stawały się liczniejsze, — oczywiście nie drogi w naszem znaczeniu tego słowa; — ślady wozów i koni napotykaliśmy częściej, niż poprzednio, mijali nas podróżni, jadący przeważnie samopas, a wreszcie od czasu do czasu wynurzała się przed naszemi oczami hacjenda albo estancja. —
Po pewnym czasie zauważyłem, że mormon starał się, ażeby żaden z podróżnych, z którymi spotykaliśmy się, nie mógł z nami rozmawiać. Podjeżdżał stale do każdego i zajmował ich rozmową tak długo, dopókiśmy się nie oddalali znacznie. Albo obawiał się, żebyśmy nie zostali ostrzeżeni, albo nie chciał wogóle pozwolić, ażeby któś wiedział, kim byliśmy i dokąd zdążamy. Jego zachowanie się pozwalało przypuszczać, że każdemu dawał fałszywe wyjaśnienia. A przytem je-