Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

statku, wspominał przecież, że jego ojciec wyruszył już dawno do Indjan. A teraz przebywał ów przyjaciel Meltona w towarzystwie indiańskiego wodza. Dzisiejsze spotkanie było zatem już dawno omówione i postanowione. Młody Weller uciekł po naszem odejściu z okrętu i zawiadomił swego ojca, że emigranci są już w drodze i że czas, aby się stawił na oznaczone miejsce spotkania. Wobec tego w krzakach znajdowali się teraz na pewno: stary Weller, Melton i jakiś wódz indjański; może był i młody Weller, a i to prawdopodobne, że wódz znajdował się w towarzystwie przynajmniej kilku Indjan. Więc zupełnie słusznie nie narażałem się na niebezpieczeństwo odkrycia, gdyż było ono tem groźniejsze, im więcej osób znajdowało się w zaroślach.
Teraz zachodziło ważne pytanie, do jakiego szczepu Indjanie należeli. Kto zna stosunki panujące w Meksyku, a przedewszystkiem w prowincji Sonorze, ten wie, jakie mnóstwo szczepów można tam znaleźć. Są to Opatowie, Pimowie, Sobaipurowie, Tarahuma, Cahuenczowie, Papagowie, Yuma, Tepeguana, Cahitowie, Corowie, Colatlanowie, Yagui, Upanguaima i Guaimowie, którzy włóczą się przeważnie po Sonorze i na granicach tej prowincji. To tylko znaczniejsze szczepy; pomniejszych nie wymieniam wcale.
Wodza, o którym mówił Weller, nie widziałem, ani też słyszałem, więc naturalnie nie mogłem mieć pojęcia, do którego z wymienionych szczepów należało go zaliczyć. A świadomość tego byłaby dla mnie bardzo korzystna. Lecz oto pytanie donioślejszej wagi: w jakim celu miała miejsce dzisiejsza schadzka tych ludzi? Oczywiście mogłem przypuszczać, że chodziło o emi-