Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy następnie wsiadłem nań, unosiłem się początkowo w strzemionach, starając uszczuplić swą wagę, aby zwierzę nie odczuwało jeszcze bólu; po chwili jednak usiadłem całym ciężarem. Wtedy koń poczuł ostre ziarnka i zaczął rzucać się i wierzgać. Udawałem, że staram się wszelkiemi sposobami uspokoić go, a jednak — napróżno. Koń chciał mnie zrzucić, a ja przybrałem taką pozycję, jakbym tylko z największym wysiłkiem utrzymywał się w siodle. Nakoniec zwierzę tak się poczęło biesić, że zwróciło uwagę wszystkich, nawet mormona.
— Czego chce właściwie ta bestja? — zapytał Herkules, który, jak zwykle, jechał obok mnie.
— Czy ja wiem? Chce mnie zrzucić. Chyba nic innego!
— Więc ściągnij pan bydlęciu uzdę i daj mu ostrogi, aby nabrało respektu. Naturalnie, nie jest to nic dziwnego, że nie chce już dźwigać pana. Koń z charakterem chce mieć dobrego jeźdźca! Pan jednak jest — oho — hallo — a dokąd to?!
Posłuchałem jego rady i dałem koniowi ostrogą. Koń stanął dęba, naprzód przedniemi, potem tylnemi nogami, następnie skoczył wgórę wszystkiemi czterema równocześnie, potem na prawo i lewo, nie zdoławszy mnie jednak zrzucić. Wysunąłem umyślnie nogi ze strzemion, ześlizgnąłem się aż na zad, i położyłem, ażeby, ratując się napozór, objąć konia rękami za szyję; naturalnie, — nie spadłem. Świadkowie tej sceny wybuchnęli śmiechem; ten głośny, hałaśliwy śmiech podniecił moją szkapę do ostateczności; wykonawszy jeszcze jeden skok, popędziła ze mną w pełnym galopie wprost przed siebie, gdzie ją oczy poniosły. Okoliczność, że ta