Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

lepsze wrażenie, niż Guayma. — Przedewszystkiem zapytałem jednego z przechodniów, gdzie znajduje się urząd policyjny. Stanąwszy przed opisanym mi budynkiem, przywiązałem konia do płotu i poprosiłem jednego z włóczących się tam policjantów, ażeby mi wskazał mieszkanie dyrektora policji. Policjant zaprowadził mnie na podwórze, gdzie zauważyłem drzwi z napisem, objaśniającym, że tu należy szukać najwyższego urzędnika powiatu. Skoro zapukałem, odezwał się ktoś z wnętrza; wobec tego wszedłem i — ukłoniłem się natychmiast głęboko, bardzo głęboko, gdyż znalazłem się nie wobec mężczyzny, lecz jakiejś damy! — — W pokoju nie było nic z tego, co przyzwyczajeni jesteśmy łączyć z pojęciem biura, albo lokalu do przyjęć urzędowych. Były to bowiem puste, biało otynkowane ściany.
W podłodze, którą stanowiła twardo ubita ziemia, tkwiły cztery pale, malowane w barwy narodowe, to znaczy: biało-czerwono-zielone. Na nich wisiały dwa hamaki. W pierwszym leżała owa dama, paląc papierosy; ponad nią znajdował się przytwierdzony do słupa pręt, na którym siedziała papuga, uwiązana na łańcuchu. Co zawierał drugi hamak, nie mogłem zauważyć; dopiero później przekonałem się, że w każdym razie nie był pusty. Zatem, jak już powiedziałem, ukłoniłem się głęboko i zapytałem w najuprzejmiejszym tonie, czy mam przyjemność mówić z dyrektorem policji. Dama przypatrzyła mi się ostro, następnie zrobiła ruch ręką, który mówił wyraźnie: „nie chcę cię widzieć” — i, odwróciwszy głowę, nie odezwała się słowem. Zato papuga najeżyła pióra, rozwarła krzywy dziób i zaskrzeczała na mnie: