Strona:PL Karol May - Święty dnia ostatniego.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

tów, którzy mają pracować w jego hacjendzie. Kto ma obowiązek wziąć tych ludzi w opiekę, gdyby Pruchillo postąpił z nimi nieuczciwie?
— Nie ja, sennor!
— Więc któż wobec tego?
— Niemcy, ich poselstwa, albo konsulaty.
— Czy jest tu konsulat?
— Nie!
— Ale przecież musi tutaj być ktoś, ktoby się zajął tymi ludźmi, w razie, gdyby groziło im niebezpieczeństwo!
— Nie, niema nikogo!
— Ależ sennor, nawet przypuściwszy, że są oni pozbawieni opieki państwowej dlatego, że tutaj niema przedstawiciela Niemiec, należy oczekiwać, że gdyby jakiś Meksykanin postąpił z nimi nieuczciwie albo wręcz haniebnie, to zostałby przez tutejszą władzę pociągnięty przecież do odpowiedzialności?
— Nie, sennor! Mnie nic nie obchodzi co się dzieje z obcokrajowcami!
— Więc coby pan zrobił, gdyby mieszkaniec pańskiego powiatu zabił cudzoziemca?
— Nic, zupełnie nic! Moi poddani sprawiają mi tyle kłopotu, że nie mogę się zajmować obywatelami obcych państw. Cudzoziemcy, ich sprawy, stosunki, rzeczy — nie istnieją dla nas wcale. Pod tym względem niczego nie może pan od nas żądać! Czy poza tem ma pan jeszcze jakie życzenie, sennor?
— Nie, pańskie dotychczasowe odpowiedzi uwolniły mnie od wszelkich dalszych pytań!
— Wobec tego odprawię pana, skoro pan uzna war-