Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

szyliśmy zbytnią ciekawością. Tak samo teraz nie zamierzam pana okradać. Przyznaję, że pugilares jest mi potrzebny, ale nie zabiorę go podczas pańskiego snu, — o nie, wcale o tem nie myślę, chcę tylko pana łaskawie poprosić, abyś mi go oddał na jawie.
— Nie dam! — krzyknął.
— Owszem! — powiedziałem stanowczym głosem. — Jeśli nie dasz dobrowolnie, potrafię cię zmusić.
— Nie mam go przy sobie! Zostawiłem w kufrze u handlarza koni w Zaghuanie.
— Myli się pan. Tak ważnych dokumentów nie zostawia się w kufrach u obcych ludzi. Podczas naszej jazdy trzymał pan często pugilares w ręku i stale odkładałeś do bocznej kieszeni. Tu jest — tu go czuję.
Mówiąc to, stuknąłem Meltona w piersi. Cofnął się i krzyknął:
— Nie dotykaj mnie pan! Nie ścierpię tego!
— O, ścierpi pan o wiele więcej. — Baczność!
Zwróciłem się teraz, już nie po angielsku, do okrążających nas oficerów, którzy nie rozumieli naszej rozmowy, lecz z tonu wywnioskowali, że jej treść nie jest zbyt przyjemna dla Jonatana Meltona. Parę moich uwag — a schwytano go, powalono i związano. Wyjąłem Jonatanowi z kieszeni pugilares, zostawiając resztę rzeczy, poczem odstawiony został do jeńców Uled Ayunów, gdzie strzeżono go pilnie. Teraz już nie mógł wątpić, że przejrzałem wszystkie jego sprawki. —
Byliśmy w sile trzech szwadronów kawalerji.