Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

łzy jej ulżą, umilkłem i skierowałem się do trupa. Czerep był gęsto przedziurawiony, zastrzelono go zatem. Na ziemi nie dostrzegłem żadnych śladów. Zatarł je wiatr jakkolwiek słaby. A więc morderstwo nie dziś zostało dokonane.
Podczas, gdy zbierałem spostrzeżenia, nieszczęsna kobieta uspokoiła się do tego stopnia, że mogła odpowiadać na pytania. Zwróciłem się do niej i zagadnąłem:
— Serce twoje jest ciężkie, a dusza obolała. Nie powinieniem cię uciskać, lecz pozostawić w spokoju, wszelako czas mój nie należy wyłącznie do mnie. Chciałbym więc wiedzieć, czem mogę ci się przysłużyć. Czy odpowiesz na moje pytania?
— Mów! — rzekła, podnosząc ku mnie oczy pełne łez.
— Ten nieboszczyk był twoim mężem?
— Nie. Był to starzec, przyjaciel mego ojca. Odbył ze mną pielgrzymkę do Nablumah.
— Czy masz na myśli ruiny Nablumah, gdzie leży grobowiec cudotwórczego Marabu?
— Tak. Chcieliśmy się modlić u grobu. Allah obdarzył mnie dzieckiem ślepem. Miało odzyskać światło oczu po pielgrzymce do grobu Marabu. Starzec, który mi towarzyszył, był ślepy na jedno oko i pragnął odzyskać wzrok w Nablumah. Mój pan[1] pozwolił mi pójść z nim.

— Ale wasza droga prowadziła przez granicę rozbójniczych Uled Ayunów. Do jakiego należysz plemienia?

  1. Mąż.