Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał na mnie szeroko otwartemi oczami, potrząsnął głową i rzekł:
— Nie słyszałem chyba dobrze, effendina! Proszę cię, powtórz swoje słowa!
— Chętnie! — Otrzymasz czternaście set wielbłądzic lub ich równowartość.
— Ale za co? Pomyśl, effendi, że nic nie mogę od was żądać!
— Tak. Widzisz więc, że jest o wiele lepiej mieć za przeciwnika chrześcijanina, niż wyznawcę Islamu. Wyjaśnię ci to dokładniej. Czy znajduje się w waszem gronie niewiasta, zwana Elatheh?
— Tak. Jest to ulubienica całego plemienia. Lecz Allah zasmucił ją oczami jej dziecka, które urodziło się ślepe. Aby Allaha ubłagać o rozjaśnienie oczu dzieciny, udała się wraz z pewnym czcigodnym starcem w pielgrzymkę do miejsc świętych. Wkrótce już zapewne wróci.
— Ona jest przy nas. Po drodze wpadła w ręce Uled Ayunów, którzy zabili starca, ją zaś zakopali w ziemię aż po szyję.
Allah ’l Allah! Znów zabójstwo! Czternaste! Tyle krwi woła o pomstę do nieba! Te psy nie oszczędzają nawet kobiety w pielgrzymce. Jakaż to męka i jaka śmierć! Aż po szyję zakopana w ziemi? Wszak sępy się zlatują i wykłuwają oczy!
— Już się miało tak stać, lecz Allah zmiłował się nad niewiastą. Sprowadził mię i wykopałem ją z ziemi. Przedtem jednak uczyniłem coś, co cię