Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

napełni radością, — wziąłem do niewoli Farada el Aswad.
— Farada el Aswad? Któż jeszcze się tak nazywa? Nie mówisz chyba o szeiku Uled Ayunów!
— Dlaczego?
— Gdyż byłaby to dla mnie największa radość, i wszak niemasz już dla mnie radości na tym świecie. A także dlatego, że tego szeika niełatwo wziąć do niewoli.
Pah! Uważasz go za odważnego człowieka? Poznałem go z innej strony! Miałem za sobą tylko dwóch towarzyszy. We trzech schwytaliśmy szeika Farada el Aswad wraz z trzynastoma Ayunami, którzy nie śmieli się nawet bronić. A jednak mieli oręż i dosiadali świetnych rumaków.
Szeik zerwał się z miejsca i krzyknął:
O Allah, Allah, dziękuję ci z głębi serca! O Allah, znowu się do nas uśmiechnąłeś! Że te psy zostały schwytane — to radość niebiańska dla mojej duszy. Lecz że było ich czternastu przeciw trzem — to przedłuży mój żywot o lat wiele! Jakaż to hańba dla nich — jakaż hańba! Musisz mi szczegółowo opowiedzieć, jak ci się to zdarzyło, effendina! Ale przedewszystkiem powiedz, co zrobiłeś z tymi psami? Czy zabiłeś ich?
— Nie. Chrześcijanin nie zabija nawet najgorszego nieprzyjaciela. Zemsta należy do Boga. Żyją jeszcze, lecz są związani i znajdują się przy naszem wojsku.
— Żyją jeszcze i są przy waszem wojsku! Co za-