Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

mierzasz z nimi uczynić? Powiedz — powiedz mi szybciej!
Drżał z naprężenia.
— Wydam ich tobie.
Zaledwie wypowiedziałem te trzy słowa, gdy padł przede mną na kolana, uchwycił moje ręce i zapytał prawie rycząc z podniecenia:
— Czy naprawdę — czy naprawdę? Czy to jest twoje niezłomne postanowienie?
— Tak, wydam ich tobie, ale tylko na określonych warunkach.
— Spełnię je — spełnię! O Allah, o Muhammed. Dostaniemy w ręce czternastu Uled Ayunów, a pomiędzy nimi szeika! Nasycimy zemstę. Muszą nam oddać życie! Krew ich popłynie — —
— Stój! — przerwałem jego rozpłomienioną mowę. — Zabijać ich nie wolno. Tego żądam bezwarunkowo!
— Jakto? — zapytał zaskoczony. — Mamy pomścić czternaście zbrodni, dostaniemy czternastu wrogów śmiertelnych, a nie mamy ich zabijać? To być nie może! Nic podobnego jeszcze się nie zdarzyło! Wszyscy mieszkańcy tego kraju będą z nas drwić i uważać za ludzi pozbawionych honoru, których można bezkarni mordować i znieważać.
— Bynajmniej, nikt tego o was nie powie, gdyż wszyscy się dowiedzą, że okupem zastąpiliście krew swoich wrogów.
— Effendi, jest to warunek, na który się niełatwo zgodzimy.