Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie? W takim razie nie wydam wam Uled Ayunów.
— Zapominasz, że w takim razie inne twoje życzenia nie będą spełnione.
— Nie zapominam. Ty natomiast zapomniałeś, że znajdujecie się w naszej mocy. Trzystu żołnierzy stoi u wylotów tego wąwozu, z którego nie zdołacie się wydostać. Stu żołnierzy czuwa ponadto na górze. Nie traficie do nich kulami, oni zaś sprzątną was swemi, jednego po drugim, bez żadnego wysiłku. Jeden mój znak — a runie na was ze wszystkich stron mordercza salwa. Wówczas co zrobicie?
Szeik przez chwilę spoglądał ponuro w ziemię, poczem odpowiedział:
— Nie! Byliśmy nierozumni! Nie trzeba było obozować w wąwozie.
— O tak, chcieliście nas tu zwabić, a sami dostaliście się w pułapkę. Nie mam zresztą czasu spierać się z tobą. Daję ci pięć minut do namysłu. Miarkuj to sobie: żądam Anglika i Pana Zastępów, a także naszej własności, którą zrabowaliście. Następnie żądam wydania kolorasiego Kalafa Ben Urik. Wzamian wydam wam czternastu Uled Ayunów pod warunkiem, że zgodzicie się na okup krwi. Poza tem wypuszczę, was z wąwozu i postaram się o dobre warunk pokoju z baszą.
— Lecz będziemy musieli zapłacić pogłówne?
— Niewątpliwie. Przyznaję baszy słuszność, że nie chce się zrzec haraczu, z którego się utrzy-