Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszą, albowiem mają do wyboru okup, lub śmierć. Niema zaś człowieka, któryby nie oddał majątku za życie. Będę pośredniczył między nimi a wami, i możesz być pewny, że nie zniżę ceny.
— Przyrzekną ci, ale nie wywiążą się ze słowa.
— Jak możesz wątpić? Nie wypuścimy Ayunów, dopóki nie otrzymamy całego diyeh.
— Nie znasz tych ludzi! Będą zwlekać z zapłatą, aby zyskać na czasie. Tymczasem przygotują się do walki, poczem napadną na nas i odbiją jeńców.
— Nie. Muszą sobie uświadomić pewną przegraną. Wszak jeńcy będą w waszych rękach i raczej zabijecie ich, niż pozwolicie odbić.
— To prawda!
— A poza tem zważ następującą okoliczność. Dopomogę wam ściągnąć okup, abyście byli w stanie zapłacić haracz. Nie wycofamy stąd wojska, dopóki Uled Ayarzy nie zapłacą diyeh. Do tego czasu będziemy przy was, jako wasi goście, i w potrzebie za was staniemy. We własnym interesie nie dopuścimy do zwłoki. Nie będą tedy mieli Ayuni czasu przygotować się do napadu. I, jeśli okażą się jednak tak głupi, że zechcą zaatakować, my was wesprzemy zbrojną ręką. Zostaną wytępieni co do nogi, albo, co najmniej, poniosą tak wielkie straty, że przez długie lata nie zdobędą się na żaden wrogi wypad.
— Effendi, to, co mówisz, daje mi pewność, że chcesz z nami uczciwie postąpić i że wszystko tak się ułoży, jak przypuszczasz.