Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Godzisz się więc na warunki?
— Tak, ja się godzę. Ale znasz nasze obyczaje i wiesz, że nie mogę sam przesądzać tak ważnej sprawy. Muszę zwołać dżemmę, radę starszych. A ty? Czy mocen jesteś rozstrzygać? Jesteś cudzoziemcem, ta sprawa zaś wymaga wyroku baszy.
— Pan Zastępów wyręcza baszę. Co on uczyni, to basza zatwierdzi. Ja zaś jestem przekonany, że Krüger-bej nie odmówi zatwierdzenia moich żądań i warunków.
— Effendi, szanuję twoje słowa, ale wolałbym je usłyszeć z ust Pana Zastępów.
— Dobrze — usłyszysz. Przyślij beja do mnie, abym mógł się z nim porozumieć.
— Czy nie wolałbyś pójść ze mną? Mógłbyś z nim pomówić, a następnie wyłożyłbyś rzecz całą dżemmie. Jeśli ty to wszystko opowiesz najstarszym plemienia, wywrzesz o wiele większe wrażenie.
— Dajesz mi glejt?
— Tak samo, jak ty mnie dałeś.
— Mogę ci ufać?
— Jak samemu sobie! Przysięgam na brodę proroka, na moich bliskich, na zbawienie moich przodków, że będziesz wolny i będziesz mógł przyjść i odejść, kiedy zechcesz.
— Wierzę ci i mam nadzieję, że twoi wojownicy uszanują przysięgę wodza.
— Uszanują niechybnie.
— Jednakże może się znaleźć jeden lub kilku, którzy nie będą na nią baczyli. Zapowiadam więc,