Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

i kto zdrajcą? Zarzucasz szeikowi, że jako sojusznik niesłusznie z tobą postępuje? Ale kim ja byłem dla siebie? Może sojusznikiem? — Byłem twoim opiekunem, twoim obrońcą, twoim przyjacielem. Obchodziłem się z tobą, niczem ojciec. I jakże mi odpłaciłeś? Zwabiłeś z Tunisu aż tutaj, aby mnie pojmano do niewoli, co się istotnie zdarzyło.
— To kłamstwo! — bronił się bezczelnie.
— Psie, nadomiar kłam mi zarzucasz!
— Nie tobie, lecz temu, kto ci podszepnął te słowa.
— Masz na myśli mego przyjaciela, Kara ben Nemzi? Nazywasz go kłamcą? Słuchaj ty, synu, wnuku i prawnuku przodków, którzy pospołu tkwią w piekle, — tak samo, jak ty się tam będziesz smażył, — tej bezbożności poprostu pojąć nie mogę! Twoja dusza pławi się w kłamstwie. Jakże mógł Allah dopuścić, abym bronił takiego człowieka! Każę cię powiesić. Precz z tym Judaszem!
— Stój! — zawołałem. — Skoro go uważasz za swego jeńca, muszę ci powiedzieć, że mam do niego wcześniejsze prawa.
— Niewiększe jednak, niż moje.
— Być może, ale muszę jeszcze załatwić z nim ważne porachunki!
— Nie przeszkadzam.
— Dobrze! W takim razie proszę cię, abyś go kazał związać i strzec, jak oka w głowie.
— Nie obawiaj się! Ten pies nie ucieknie. Mo-