Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

żesz na mnie polegać. Zwiążcie go mocno i przymocujcie do pala!
Stary Sallam poszedł wykonać rozkaz. Wówczas odezwał się szeik Mubir Ben Safa do Krüger-beja:
— Panie, słusznie nazwałeś go Iskarjotą! Tem właśnie mianem określiłem go poprzednio.
— Czy i ty miałeś powody? A może również z tobą postąpił nieuczciwie?
— Ja nie dałem się oszukać, aczkolwiek nie przeczę, że mogłoby to się stać w przyszłości. Ciebie zdradził, wydając w moje ręce. Byłeś moim wrogiem, przyjechałeś, aby nas uśmierzyć, jakże więc mogłem odrzucić jego zdradziecką propozycję? Lecz wielkie korzyści nie zdołały mi przysłonić tej prawdy, że kolorasi to Judasz i godzien jest najwyższej pogardy. Przecież z kimś innym obszedł się o wiele gorzej, niż z tobą, o panie.
— Z kim?
— Ze swym towarzyszem.
Teraz wtrąciłem zapytanie:
— O niego właśnie chciałem się spytać. Znam go i obawiam się, że ta nieszczęsna podróż do Tunisu fatalnie się na nim odbiła. Gdzie się właściwie znajduje?
— Tam, w wąwozie.
— W wąwozie? Niebiosa! Niema tam żywej duszy! A więc nie żyje?
— Nie żyje.