Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/138

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chętnie panu powiem. Mam stanowczy zamiar kazać cię wysmagać, jeśli natychmiast nie odpowiesz. No, kim jest cudzoziemiec?
Bastonadżi czekał tylko moje mrugnięcie. Melton, świadomy tego, co go czeka, zdecydował się odezwać:
— To mój syn.
— Pański syn? Ah! Zadziwiające! Czyż nie przedstawiał go pan Uled Ayarom jako przyjaciela?
— Czy syn nie jest przyjacielem? Czy miałem się wywnętrzać wobec dzikich?
— Hm. To oczywiście zależy od pana, jak przedstawiać syna. Grunt, że znikł nagle. Gdzie się teraz znajduje?
— Nie udawaj! Wie pan doskonale, że umarł. Beduini uświadomili już pana.
— Ale czemu syn pański targnął się na własne życie?
— Melancholja, znudzenie.
— I poto, aby popełnić samobójstwo, przybył z Ameryki do Tunisu? Chciał panu sprawić przyjemność i pozwolił ci asystować przy swej śmierci? — Wynika z tego, że obdarzał pana niezwykle serdeczną miłością.
— Niech pan nie urąga! Czy ja odpowiadam za głupie pomysły melancholików?
— Zdaje się, że pana niewiele obchodzi śmierć syna, — nie znać przynajmniej po panu zbytniego zmartwienia. Ale mimo to, współczuję z panem. Słyszałem, że zastrzelił się w obecności pańskiej?