— Tak. Ze swego rewolweru.
— A więc nie z pańskiego?
— Porzuć pan głupie żarty! Nie posiadam rewolweru. Kolorasi tuniski nie nosi przy sobie rewolweru.
— A jakże mógł syn pański strzelać z rewolweru, skoro był raniony i nie władał ręką?
— Ponieważ jest pan tak mądry i niema rzeczy, o którejbyś nie wiedział, powinieneś także wiedzieć, że tylko lewą rękę miał obezwładnioną.
— Ach tak! — Przypuszczam, że pan dziedziczy po zmarłym?
Obejrzał mnie znów przenikliwie, pragnął bowiem odgadnąć, dokąd zmierzam. Wreszcie, na powtórne zapytanie, odezwał się:
— Oczywiście, o ile pan myśli o tem, co syn mój miał przy sobie.
— To mnie cieszy niezmiernie, gdyż chętnie obejrzę dziedzictwo. Ponieważ nie potrafi pan sięgnąć do kieszeni, więc oszczędzę panu wysiłku.
— Sięgnij pan!
Powiedział to wściekłym głosem, a jednak nietrudno było dosłyszeć w nim nutę szyderstwa i złośliwości. Wypróżniłem Meltonowi kieszenie i przeszukałem starannie odzież, ale, niestety, znalazłem tylko przedmioty, które, jak się okazało, należały do kolorasiego. Nie było tu nic z własności Smalla Huntera.
— Jakąż to minę pan stroi, wielce szanowny sir? — szydził. — Gdyby się pan teraz widział w lusterku,
Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.