Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

krzemienne strzelby, ci dwaj zaś mieli tylko dzidy. Dosiadali wszyscy świetnych rumaków. Żal mi się zrobiło koni, więc zawołałem do swoich przyjaciół:
— Jeśli trzeba będzie strzelać, to nie w konie, jak rzekłem poprzednio, tylko w jeźdźców. Ale celujcie w ręce lub nogi! Bardziej szkoda koni, niż tych morderców.
Well, spełni się akuratnie, — odrzekł Emery.
Jego wysoka postać wspierała się na celnej strzelbie. Jasnemi, pełnemi oczekiwania oczyma wpatrywał się we wrogów.
Beduini stali nieruchomo prawie dwie minuty. Widocznie rozmawiali o nas. Chwilami dobiegał głośniejszy okrzyk zdumienia lub podniety. Nie spodziewali się nikogo spotkać, to też nasza obecność, a szczególnie harda postawa, wprawiła ich w zdumienie. Trzej Beduini na pewnoby drapnęli wporę przed taką przewagą. Jeśliby nawet zostali, nie zsiedliby z koni, aby każdej chwili móc ucieć. Nasza zatem postawa spokojna i nieruchoma była dla nich zagadką — czegoś podobnego jeszcze nie widzieli. Mogli to sobie tłumaczyć tylko tem, że nie są nam obcy i że nie mamy powodu ich się lękać. Ale oni wszak nas nie znali i nigdy nie widzieli. Tylko jednego byli pewni, i właśnie pod tym względem szczególnie się mylili, nie wątpili, że jesteśmy muzułmanami. Świadczyło o tem ich powitanie. Prawowierny mahometanin nigdy nie przywita inowiercy przez Sallam aaleïkum — nawet prawo zabrania inowiercy używać tego powitania w stosunku do wiernego. A te-