ły trzasnęły niby ze strzelby piorunów — tylko trzecia część dzidy tkwiła w ziemi. Uled Ayuni pomknęli do niej. Złożyłem na ziemi niedźwiedziówkę, schwyciłem sztuciec i zawołałem do Emery’ego i Winnetou:
— A teraz za nimi, aby nie wymknęli się z promienia celnego strzału! Winnetou, który nie zna ich języka, niech zważa na broń i konie Ayunów!
Zostawiwszy kobietę z dzieckiem na miejscu, w okamgnieniu pobiegliśmy za Uled Ayunami. Zbliżyliśmy się do nich na pięćdziesiąt kroków, nie budząc podejrzliwości.
Ułomki dzidy przechodziły z rąk do rąk. Zdumieniu nie było końca. Szeik odwrócił się i krzyknął do nas:
— Djabeł jest waszym sprzymierzeńcem! Strzelacie, nie ładując broni, a kule wasze biegną na dziesięćkroć większą odległość, niż z naszych strzelb.
— A jednak zapomniałeś o rzeczy najważniejszej — odparłem. — Z waszych kul żadna nie trafiła, nasze trafiły wszystkie. Niedość tego. Celowaliście w silnych dużych mężczyzn, my zaś strzelaliśmy w cienką, słabą dzidę. Powiadam wam, żadna nasza kula nie pójdzie na marne! Czy wiesz, w jakim czasie dałem dziesięc wystrzałów?
— W ciągu tyluż uderzeń serca.
— A więc ile czasu wymaga czternaście strzałów?
— Czternaście uderzeń serca.
Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.