Strona:PL Karol May - Dżebel Magraham.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

ciec do wystrzału, gdy Emery podbiegł do szeika i krzyknął:
— Łotrze! Niewart jesteś przyzwoitej kuli. Zrobimy to inaczej. Precz ze szkapy!
Schwytał go za nogi. Mocne pchnięcie wysadziło jeźdźca z siodła. Zakreślając łuk, zwalił się na ziemię. Emery ogłuszył Ayuna paroma uderzeniami, podczas gdy ja i Winnetou bronią szachowaliśmy Beduinów. Bothwell rozbroił szeika i związał mu ręce i nogi.
Teraz zwróciłem się do jednego z Beduinów, który ze względu na twarz pokrytą bliznami wydawał się najmężniejszy.
— A teraz ty! Złaź z konia i oddaj broń! Raz — dwa —!
Nie czekał, aż wypowiem trzy. Skoczył z rumaka, wprawdzie z posępną miną, ale posłusznie. Wręczył Winnetou broń i wreszcie spętany usiadł obok szeika.
Teraz wiedziałem, że pójdzie jak po maśle, — bez żadnego wysiłku. Nie myliłem się bynajmniej. Przyszła nam bowiem w pomoc mahometańska wiara w Kismet: Taka jest wola Allaha; tak jest napisane w Księdze Życia.
Uled Ayuni wykonali moje rozkazy posłusznie i tylko dwaj miotali przekleństwa. Jeden krzyknął: — lil’ an daknak! — Niech będzie przeklęta twoja broda! — co oczywiście nie mogło mnie przejąć oburzeniem. A drugi wrzasnął z wściekłością: — Allah jelbisak bornehta! — Allah niech ci włoży na głowę kapelusz! — To przekleństwo tłumaczy się tem, że mu-